Nie potrzebujesz nowego iPhone’a…
Jest wrzesień, a to oznacza sezon na jabłka i… nowe iPhone’y. Co roku, o tej samej porze, ma miejsce konferencja Apple, na której Tim Apple — wróć, Tim Cook — prezentuje nowe modele iPhone’ów. Nie inaczej było w tym roku, kiedy firma z Cupertino przedstawiła modele iPhone 17, 17 Pro oraz nowy w rodzinie iPhone Air. Wydarzenie to nie było mi obojętne i doprowadziło do kilku bezsennych nocy i rozkmin, podczas których analizowałem i porównywałem poszczególne modele.
Mój obecny telefon
Otóż musisz wiedzieć, drogi czytelniku, że jestem niepoprawnym nerdem i gadżeciarzem. Tzn. był to dla mnie znacznie większy „problem”, gdy byłem młodszy, ale nadal lubię być na bieżąco z nowinkami technologicznymi. W tym roku konferencja Apple’a sprawiła, że mocniej zastanawiałem się nad wymianą mojego kilkuletniego iPhone’a 13 Pro. Powiedzmy sobie otwarcie: mój obecny telefon nadal jest świetnym urządzeniem. Odpala wszystkie aplikacje, nie grzeje się, wygląda świetnie (moim zdaniem znacznie lepiej niż aluminiowe iPhone’y 17 Pro, ale o tym później). Jedynie bateria zaczyna już dawać o sobie znać i częściej prosi o ładowanie (sprawność na poziomie 85%).
To upgrade or not to upgrade, that is the question
Dlaczego zatem chciałem wymienić telefon na nowy? Odpowiedź na to pytanie w moim przypadku jest dosyć złożona i wielopoziomowa. Jak wspomniałem przed chwilą, mój obecny telefon całkowicie mi wystarcza pod względem wydajności. Ekran nie jest popękany, miejsca nie brakuje. Jest jednak pewien racjonalny powód, dla którego chciałem go wymienić na iPhone’a 17 Pro, a są to mianowicie aparaty. Jestem fotografem amatorem i, mimo że posiadam świetny aparat, który wręcz uwielbiam — Fujifilm x100VI — to jestem też fanem stwierdzenia, że najlepszy aparat to ten, który masz przy sobie. I mimo że Fuji jest kompaktowym aparatem, to nie jest to urządzenie, które mogę mieć zawsze przy sobie. Stąd też pojawił się w mojej głowie pomysł zakupu nowego iPhone’a, ponieważ aparaty w najnowszym modelu są sporym upgradem względem mojej „13-tki”, zwłaszcza aparat telefoto, który w tym roku ma większy sensor, 48 mpx oraz 4- i 8-krotny zoom. Oczywiście nie zamierzam porównywać jakości fotografii iPhone’owej do dedykowanego aparatu, ale jako zapasowy aparat, który byłby zawsze ze mną, spełniłby swoją funkcję.
Drugi powód wynika z czystego kaprysu i konsumpcjonizmu. Po prostu poczułem potrzebę kupienia sobie nowego gadżetu. Akurat mam to szczęście, że mogę sobie na to pozwolić bez wielkiego uszczerbku na domowym budżecie, ale to nie znaczy, że lubię bezsensownie trwonić pieniądze. Wręcz przeciwnie — każdy większy zakup chorobliwie analizuję, riserczuję i zanim zapadnie decyzja zakupowa, w mojej głowie musi powstać odpowiednie „usprawiedliwienie” dla takiego wydatku. No i tym razem, na szczęście, nie powstało. Choć przyznam, że było bardzo blisko.
Siła marketingu
Skoro racjonalnie uznałem, że nie mam potrzeby wymiany telefonu na nowy, to dlaczego tak trudno jest mi (i pewnie Tobie też) powstrzymać się od rzucania ciężko zarobionych pieniędzy w producentów smartfonów? Odpowiedzią jest oczywiście marketing tych firm. Tutaj zwłaszcza mistrzem jest Apple, który opracował to niemal do perfekcji. Poczynając od oficjalnych prezentacji, przez tworzenie wizji luksusu i ekskluzywności, aż po marketing internetowy w postaci algorytmów w social mediach, które karmią nas kolejnymi materiałami o wymarzonym smartfonie. Obejrzysz jedną recenzję, to YouTube podepchnie Ci pod nos kolejne 27 filmów na ten sam temat. Im więcej treści konsumujesz, tym bardziej pożądasz danego produktu. Aż w końcu ulegasz i kupujesz. Sam nie raz dałem się na to złapać, mimo że uważam się za świadomego konsumenta.

Nabijanie naiwnych w butelkę
Jeszcze jakiś czas temu regularne wymiany telefonów co 2–3 lata miały jako taki sens, bo różnice w kolejnych generacjach naprawdę były zauważalne — czy to w prędkości działania, czasie pracy na baterii, czy w coraz lepszych aparatach. Jednak od kilku ładnych lat ten postęp zauważalnie spowolnił i ciężko racjonalnie uzasadnić konieczność wymiany telefonu częściej niż co 4–5 lat. Dlatego producenci stają na głowie, żeby nas jednak nakłonić do wymiany. Nic nieznaczące cyferki w benchmarkach, śmiechu warte funkcje AI, zoom w aparacie razy 100, co roku nowe kolory obudowy, drobne, ale zauważalne zmiany w designie — tak, żeby każdy doskonale wiedział, że masz iPhone’a 17 Pro, a nie 15 Pro, itd. Dla mnie takim punktem granicznym, który sprawił, że się opamiętałem, była jakość wykonania 17 Pro względem 13-tki Pro, którą teraz posiadam. Pod sztandarem lepszego rozpraszania ciepła Apple zamieniło szkło i stalowe/tytanowe ramki na aluminium, które na żywo wygląda nieco śmiesznie w porównaniu z poprzednimi modelami.
Sigma male
Jednak są tacy, co dokładnie widzą, że te wszystkie marketingowe gadki to bzdura. Parę miesięcy temu viralem stał się Evangelos Marinakis, grecki miliarder i biznesmen, właściciel klubu piłkarskiego Nottingham Forest, który został „przyłapany” na tym, że nadal używa iPhone’a 8 i słuchawek na kablu. iPhone 8 kończy w tym roku 8 lat i jest to już bardzo leciwy sprzęt, ale nadal spełnia wymagania miliardera. Daje to do myślenia, prawda?

Od razu na myśl przychodzi cytat z jednego z moich ulubionych filmów — Fight Club: „We buy things we don’t need with money we don’t have to impress people we don’t like.” Nie wiedzieć jak i nie wiedzieć kiedy staliśmy się zakładnikami kapitalizmu.
Słowo na niedzielę
I nie zrozum mnie źle, nie jestem żadnym antysystemowym punkiem, nie zamierzam Cię moralizować i mówić, na co lub nie masz wydawać swoich własnych pieniędzy. Sam przepalam hajs na nikomu niepotrzebne rzeczy i nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia. Jednak czasem warto się na chwilę zatrzymać i zastanowić, czy to wszystko ma sens. Zwłaszcza jeśli widzi się takie artykuły jak ten, mówiące, że młodzież masowo się zadłuża, żeby kupić nowego smartfona. Tu jest chyba moja osobista granica i uważam, że branie kredytu na telefon to już wyższy poziom absurdu. Nie dość, że taki młody człowiek zadłuża się, żeby kupić najnowszy model iPhone’a, to potem jeszcze sam staje się produktem, konsumując treści w social mediach. To już za dużo.
Zaczęło się o nowych iPhone’ach, a tak tu popłynąłem — zdarza się 😉 W tym roku jeszcze wstrzymam się z wymianą, a w przyszłym zobaczymy. Na ten moment największe wrażenie zrobił na mnie nowy model Air, który myślę, że długofalowo będzie hitem sprzedażowym dla Apple. Jak poprawią pewne niedociągnięcia, to pewnie się skuszę w wersji Air 2.